Post by Sergiusz SobierajWitam,
Poszukuję ładnego cytatu o miłości, w oko wpadły mi dwa wiersze Boleslawa
Leśmiana. Nie stety nie udało mi się dotrzeć do ich tytułów. Proszę o pomoc,
chodzi mi tu o tytuły tych wierszy i ewentualnie w jakim tomiku można je znaleźć.
A oto te fragmemny
-----------------
Jeszcze z drzewa rajskiego.
Jeszcze z raju samego
Nachylilo sie jabłko w moją stronę.
I odgięła się gałąź, jabłko w dłoni zostało,
Jeszcze całe, a już podzielone.
Obiegniemy wszystkie sady i ogrody,
I w kościoły ciemnych lasów cię powiodę.
Wiatr nam mocno zwiaże ręce jednym włosem,
A obrączki są ukryte w słojach sosen.
Przysięgniemy - lecz nie obcym, ale sobie,
Ty na czystą wodę w zródle, ja na ogień
-----------------
Ty i Ja spośród tysięcy
mocno trzymamy się za ręce,
niezwykły dzień, doniosła chwila
i szept nieśmiały: miły... miła...
Odtąd już razem zawsze i wszędzie.
Tak miało być i tak niech będzie.
Z góry dzięki,
Sergiusz
zgadza się - to na pewno nie leśmian
(chyba że jakieś zapiski jak był mały)
pierwszy zalatuje gałczyńskim (obrączki, słoje sosen)
ale prawdopodobnie nie jest jego
a drugi - ??
co do cytatu o miłości i leśmiana
to najpiękniejszym jaki mi się przypomina
jest cały wiersz "asoka":
----
Asoka
Król Asoka, na wzgórza smuklejąc odsłoniu,Patrzał zowąd na wroga, co poległ
na błoniu,I rozżalił się duchem na wronistym koniu.I rzekł: "Odtąd niech
wrogów nie będzie na świecie,Niech łzom stanie się zadość, niech spoczną
zamiecie -Tak przysięgam : po pierwsze, po wtóre, po trzecie!"I ukląkłszy na
mieczu, jak klęczą mocarze,Poukochał kolejno te rany, te - wraże,I
zgromadził w pamięci przewymarłe twarze.A na jego skinienie od owej
godzinyPowstawały schroniska - dziwy tej krainy -Dla człowieka, zwierzęcia i
wszelkiej rośliny.Oto razu pewnego w tym czasie bez czasuKról Asoka zmiłował
oczyma wśród lasuWierzbę, co umierała bez liści hałasu.Zadżumiona skwarami,
bez jadła, napoju,Schła, ledwo zieleniejąc, wpośród pszczół wyroju,W
przeubogim, na zgony ordzewiałym stroju.Król pojął z woli serca i z duszy
nakazuJej milczenie, tak inne od milczenia głazu,I czuł to, co się czuje -
nigdy lub od razu.Więc serdecznie jej sękom przyglądał się z bliska,Więc
widział, jak się zmaga i rdzą bólu błyska,Więc poniósł własnoręcznie chorą
do schroniska.Tam jej wybrał zakątek od słońca pstrokaty,Tam jej rany w
rosiste poobłóczył szmaty,Tam przygrywał na lutni i znosił jej kwiaty.Ale
wkrótce nadeszły rozpląsane święta,I króla otoczyły w pałacu dziewczęta,I
zapomniał o wierzbie - bo któż to spamięta?I tanecznie wędrował od sali do
saliI czuł, że tchom dziewczęcym brak jakichś korali,I że coś powierzbnego w
duszy mu się żali.Aż oto strażnik bramny otrąbił po grodzie,Że wierzba
uzdrowiona w cudnej bezprzeszkodziePrzyszła, by odtąd szumieć w królewskim
ogrodzie.Król Asoka z pałacu wybiegł na spotkanieI wyciągnął ramiona i
poglądał na nie,Że się tak wyciągnęły i tak niezachwianie.I przybyłej sam
wskazał wcieleniem swej dłoni,Kędy ma się zielenić i w jakiej ustroni -I
spełniła to wszystko tak, jak mówił do niej.A w zwierciadle sadzawki aż do
dna odbitaJaśniała, przeciw niebu w fali wniebowzbita,I szepnął król do
siebie : "Tu niechaj rozkwita!"A po nocy, gdy księżyc jarami się bieli,I gdy
wszystko posnęło i wszyscy posnęli,Ona wyszła podwójnie : z ziemi i z
topieli.I biegła, pątnikując, po schodów marmurzeW głąb nieznanych pałaców -
ku górze, ku górze,Czyniąc kroki płochliwe, zwiewne i nieduże.Do królewskiej
komnaty chciała się przedostaćI wniosła do jej wnętrza niebyłą tam postać,A
własnemu wzruszeniu nie mogła już sprostać.Ponad królem uśpionym tak długo -
niedługoSzumiała, aby senną uczcić go posługą,I w pierś jego zieleni wlewała
się strugą.Król się zbudził i spojrzał w pośpiesznej zadumie,I zgadnął, że
go kocha, po szumie - po szumie,I uląkł się miłości, że jej nie zrozumie.I
rzekł smutny: "Bacz na to, że kochasz daremnie,W słońce tobie poglądać, nie
we mnie - nie we mnie!Jakimż darem twe dary, wierzbo, odwzajemnię?Chcesz
połowę królestwa czy skarbu polowe?Chcesz, bym ciebie na kwiatów pasował
królowę?Otom stał się ubogi i w miłość i w mowę."A ona mu szepnęła w którymś
okamgnieniu:"Chcę, byś czasem. znużony przystanął w mym cieniuI gałąź moją
swemu przychylił ramieniu.Chcę, byś wierzył, że myślę o tobie i sobie,I że
nie bez miłości twe ogrody zdobię.To - wszystko! - I byś pobyt dał mi na
swym grobie."I król rzekł: "Wierzbo, wierzbo, iść mi z tobą w pole!Dolę twą,
skoro trzeba, wraz z tobą przedolę -Stanie się, jako pragniesz! Spełnię
twoja wole.Czuję szczęście, gdy duszę w twoją zieleń wyślę,Do miłości
podobne tak bardzo, tak ściśle,Że jest samą miłością, skoro się
zamyślę..."Król umilkł. Chwilę wzajem patrzyli w swe światy,Aż ona się z
królewskiej wymknęła komnaty,Nieśmiało więc powłócząc swe zielone szaty.Król
słyszał, jak radośnie w dół biegła po schodach,I jak potem się w nocnych
pogrążyła chłodach,I jak potem szumiała w królewskich ogrodach.----
pozdrawiam
nikt