Discussion:
Co czytam? Francesco Petrarca: Sonet do Laury (XC)
(Wiadomość utworzona zbyt dawno temu. Odpowiedź niemożliwa.)
ellu bi-s
2004-07-18 17:35:21 UTC
Permalink
XC

Jej złote włosy wiatr czule zawijał
w tysiące loków, a cudowne lśnienie
biło z jej oczu, w których dziś płomienie
stygną, bo przecież i płomień przemija.

Jej twarz barwiły odcienie litości
może pozorne, a może prawdziwe:
cóż więc dziwnego, że w piersi tak tkliwej
serce spłonęło od nagłej miłości?

W tym, jak chodziła, i w gestach i w ruchach,
w brzmieniu jej głosu i w tym co mówiła,
nie człowiek, ale się anioł odzywał.

Światło widziałem w niej, słońce i ducha,
więc co mi z tego, że blask dziś straciła?
Łuk jest złamany, lecz rana wciąż żywa.

*

Francesco Petrarca, tł. Jarosław Mikołajewski na 700. urodziny poety (ur. 20
lipca 1304 roku w Arezzo; dnia 6 kwietnia 1327 roku Petrarca poznaje w
Awinionie Laurę, w dniu tym miało miejsce trzygodzinne zaćmienie słońca).

*

:) e.
Andrzej B
2004-07-18 18:35:27 UTC
Permalink
Post by ellu bi-s
XC
Jej złote włosy wiatr czule zawijał
w tysiące loków, a cudowne lśnienie
biło z jej oczu, w których dziś płomienie
stygną, bo przecież i płomień przemija.
Jej twarz barwiły odcienie litości
cóż więc dziwnego, że w piersi tak tkliwej
serce spłonęło od nagłej miłości?
W tym, jak chodziła, i w gestach i w ruchach,
w brzmieniu jej głosu i w tym co mówiła,
nie człowiek, ale się anioł odzywał.
Światło widziałem w niej, słońce i ducha,
więc co mi z tego, że blask dziś straciła?
Łuk jest złamany, lecz rana wciąż żywa.
Przykra, smutna refleksja
pozdrawiam
Andrzej B
ellu bi-s
2004-07-18 19:43:07 UTC
Permalink
Andrzej B
Post by Andrzej B
Post by ellu bi-s
XC
Jej złote włosy wiatr czule zawijał
(...)
Post by Andrzej B
Przykra, smutna refleksja
No, cóż, tak już zostanie na wieki wieków amen :).

e.
ellu bi-s
2004-07-20 10:53:02 UTC
Permalink
ellu bi-s
Post by Andrzej B
Andrzej B
Post by Andrzej B
Post by ellu bi-s
XC
Jej złote włosy wiatr czule zawijał
(...)
Post by Andrzej B
Przykra, smutna refleksja
No, cóż, tak już zostanie na wieki wieków amen :).
To dziś przypada siedemsetlecie urodzin Petrarki, więc jeszcze jeden sonet w
tłumaczeniu Jarosława Mikołajewskiego i parę zdań z jego artykułu o Petrarce
(GW, 17-18 lipca).

XXXV

Sam, zamyślony, pustymi szlakami
chodzę znużonym i powolnym krokiem
i wypatruję wyczulonym wzrokiem
miejsc nieskażonych ludzkimi śladami.

Tylko samotność tak szczelną osłonę
stwarza od ludzi i ich domyślności,
bo przecież łatwo z popiołów radości
wyczytać ogień, przez który dziś płonę.

Już zapoznały się góry i rzeki
z mojego życia przewrotną naturą,
a ludzie poznać mnie chcą nadaremno.

Lecz nie ma rzek ani dróg tak dalekich,
bym zdołał uciec od miłości, z którą
ciągle rozmawiam, tak jak ona ze mną.

*

[W latach czterdziestych XIV wieku] na dworze sycylijskim cesarz Fryderyk II
pisze wiersze i otacza się piszącymi lepiej niż on. Wśród nich jest Jacopo
da Lentini, z zawodu notariusz, który - tłumacząc geometrię na wersy -
tworzy sonet, nowy gatunek wiersza. Po to, by pisać o miłości w sposób,
który nadaje uczuciu porządek. [...] Petrarca pisał głównie po łacinie i
ludziom swojego czasu był znany jako autor łacińskich poematów, traktatów,
rozmyślań i listów. Jako znawca i kolekcjoner antyku, niezrównany erudyta. I
sławie tej towarzyszyła renoma wyjątkowego jak na tę epokę amatora pieszych
wycieczek. Włoskie wiersze, które sam nazywał "drobnostkami", a które
złożyły się na "Canzoniere", czyli "Śpiewnik", krążyły w odpisach i
zjednywały mu nie tyle szacunek, ile przede wszystkim sympatię, a
czytelnikom dawały coś więcej, czego trudno im było szukać w wierszach
innych poetów - utożsamienie. Odkrycie, że oto ktoś nazwał stan, w którym
właśnie jesteśmy. Że poezja nie tylko objaśnia, lecz się porozumiewa. Że
jest sztuką dla ludzi samotnych, którzy w chwili, kiedy nie mają nikogo, z
kim mogliby się podzielić swoją troską, zachwytem czy bólem, mogą mieć
swojego poetę. [...] U Petrarki początkiem i końcem jest stan wewnętrzny.
Przeszłość opisana w teraźniejszym czasie pobudza pamięć i wyobraźnię do
poszukiwania całkiem prywatnych jej uzasadnień. Samotność tego, który idzie,
nie jest kondycją, w której wytapia się przyszłość, lecz źródłem uczuć,
które już są. Pielgrzymka straca do Rzymu [z Arezzo] nie jest dla autora
drogą do Boga - jest poznawaniem rozpiętości własnego poznania...

*

Pozdrawiam :)

e.
Andrzej B
2004-07-23 08:09:14 UTC
Permalink
Post by ellu bi-s
ellu bi-s
Post by Andrzej B
Andrzej B
Post by Andrzej B
Post by ellu bi-s
XC
Jej złote włosy wiatr czule zawijał
(...)
Post by Andrzej B
Przykra, smutna refleksja
No, cóż, tak już zostanie na wieki wieków amen :).
XXXV
Sam, zamyślony, pustymi szlakami
chodzę znużonym i powolnym krokiem
i wypatruję wyczulonym wzrokiem
miejsc nieskażonych ludzkimi śladami.
Tylko samotność tak szczelną osłonę
stwarza od ludzi i ich domyślności,
bo przecież łatwo z popiołów radości
wyczytać ogień, przez który dziś płonę.
Już zapoznały się góry i rzeki
z mojego życia przewrotną naturą,
a ludzie poznać mnie chcą nadaremno.
Lecz nie ma rzek ani dróg tak dalekich,
bym zdołał uciec od miłości, z którą
ciągle rozmawiam, tak jak ona ze mną.
*
poezja nie tylko objaśnia, lecz się porozumiewa,
że jest sztuką dla ludzi samotnych, którzy w chwili, kiedy nie mają nikogo,
z kim mogliby się podzielić swoją troską, zachwytem czy bólem.
Przeszłość opisana w teraźniejszym czasie pobudza pamięć i wyobraźnię do
poszukiwania całkiem prywatnych jej uzasadnień. Samotność tego, który idzie,
nie jest kondycją, w której wytapia się przyszłość, lecz źródłem uczuć.
Post by ellu bi-s
*
I tak musi pozostać:((

Dziękuję i pozdrawiam :)
Andrzej B
ellu bi-s
2004-07-23 13:26:14 UTC
Permalink
Andrzej B
Post by ellu bi-s
ellu bi-s
Post by ellu bi-s
ellu bi-s
Post by Andrzej B
Andrzej B
Post by Andrzej B
Post by ellu bi-s
XC
Jej złote włosy wiatr czule zawijał
(...)
Post by Andrzej B
Przykra, smutna refleksja
No, cóż, tak już zostanie na wieki wieków amen :).
XXXV
Sam, zamyślony, pustymi szlakami
I tak musi pozostać:((
Dziękuję i pozdrawiam :)
Ja również pozdrawiam :) e.
marco
2004-07-23 09:55:47 UTC
Permalink
Post by ellu bi-s
XC
Jej złote włosy wiatr czule zawijał
w tysiące loków, a cudowne lśnienie
biło z jej oczu, w których dziś płomienie
stygną, bo przecież i płomień przemija.
Jej twarz barwiły odcienie litości
cóż więc dziwnego, że w piersi tak tkliwej
serce spłonęło od nagłej miłości?
W tym, jak chodziła, i w gestach i w ruchach,
w brzmieniu jej głosu i w tym co mówiła,
nie człowiek, ale się anioł odzywał.
Światło widziałem w niej, słońce i ducha,
więc co mi z tego, że blask dziś straciła?
Łuk jest złamany, lecz rana wciąż żywa.
*
Francesco Petrarca, tł. Jarosław Mikołajewski na 700. urodziny poety (ur. 20
lipca 1304 roku w Arezzo; dnia 6 kwietnia 1327 roku Petrarca poznaje w
Awinionie Laurę, w dniu tym miało miejsce trzygodzinne zaćmienie słońca).
*
:) e.
ellu, a z którego roku jest ten sonet? Może pod gwiazdką zamiast
:) powinno być :(



W 1346 roku statki powracające z podróży do Chin i Indii
oprócz ładunku wonnych korzeni, pachnideł i jedwabi, przywioziły
coraz częściej wiadomości o strasznej zarazie piętrzącej stosy trupów
na ulicach tamtejszych miast. Już w następnym roku do Europy zaczęły
przybijać statki widma, bywało, że na pokładzie nie było ani jednej żywej osoby.
Dymienica morowa rozniosła się wpierw po Sycylii, a stamtąd szybko przeniosła
do płd. Afryki i płd. Włoch. Wkrótce całą Europę ogarnęła zaraza, nazwana wkrótce
"czarną śmiercią".
Dziś, kilkaset lat za późno, wiemy już, że roznosiły ją szczurze pchły.
Objawami były: gorączka połączona z silnymi torsjami, ciemne plamy
na skórze przechodzące w czarne gule wielkości jaja kurzego w pachwinach i pod pachami.
Krew ulegała zatruciu, następowały owrzodzenia, tak zwane dymienice skąd i nazwa choroby.
Po prostu ludzie zamieniali się w ciągu niecałych pięciu dni w dymiące pod pachami i w kroczach
przejrzałe purchawki i umierali w straszliwych męczarniach.

Do roku 1348 w Anglii, Francji, Niemczech, Austrii, Włoszech zmarło
miliony zarażonych, co przy ówczesnej populacji było czymś dla nas niepojętym.
Zaledwie w pół roku padła połowa ludności Florencji, w samym Wiedniu umierało
1200 osób dziennie. Brakowało miejsca na cmentarzach, trupy wrzucano
bezpośrednio do rzek.
Najlepsze lekarstwo tamtych czasów zawiodło - próżno dzwony biły dzień i noc.
Rozeszła się plotka, że zarazę roznoszą psy, więc prawie wszystkie
wybito ale oczywiście bezskutecznie Wtedy winą obarczono, jak to
zwykle bywa - Żydów i dochodziło do masowych masakr społeczności żydowskiej.

Zaraza skończyła się w roku 1351 zabijając łącznie 25 milionów
ludzi w Europie, jedną trzecią ludności ówczesnego stanu.
Pozostało mnóstwo dóbr, posiadłości, spadły ceny bo więcej nagle bylo
towaru niż ludzi. Podobno wielu z tych, któzy cudownie przeżyli
zapiło się z radości na śmierć bo winnice wypełnione były aż po brzegi.
Czarna śmierć była jak dotąd największą naturalną klęską, jak nawiedziła
ten "bardziej" cywilizowany świat.

Zaraza zabrała też wielką miłość Petrarki - Laurę.
Konała w czarnych obolałych plamach, ale dzięki sonetom żyje do dzisiaj.
Pięć dni za cenę wieczności, choć On pewnie by wolał oddać całą tą
wieczność za jeszcze pięć dni z Nią. I tu właśnie ciekawi mnie, kiedy
powstał ten sonet, który przytoczyłaś, ellu:


XC

Jej złote włosy wiatr czule zawijał
w tysiące loków, a cudowne lśnienie
biło z jej oczu, w których dziś płomienie
stygną, bo przecież i płomień przemija.

Jej twarz barwiły odcienie litości
może pozorne, a może prawdziwe:
cóż więc dziwnego, że w piersi tak tkliwej
serce spłonęło od nagłej miłości?

W tym, jak chodziła, i w gestach i w ruchach,
w brzmieniu jej głosu i w tym co mówiła,
nie człowiek, ale się anioł odzywał.

Światło widziałem w niej, słońce i ducha,
więc co mi z tego, że blask dziś straciła?
Łuk jest złamany, lecz rana wciąż żywa.


Wydaje mi się, że "Łuk jest złamany" nie ma kontekstu erotycznego,
jeśli sonet został napisany już po śmierci Laury. Petrarka umarł dopiero
w 1374 roku, przeżywając jeszcze jedną straszną eopidemię, zwaną tańcem św. Wita.
Chory zaczynał ni stąd ni zowąd tańczyć wykonując śmieszne ruchy i podskoki,
wydzielał przy tym obficie pianę i wrzeszczał od czasu do czasu.
Trwało to całymi godzinami a nawet dniami - w zależności od
sił witalnych tańczącego. Śmiertelny taniec, u zdrowych wywołujący przerażenie,
gdzie sceneria przypominała niesamowite disco polo ponieważ zaatakowanych
próbowano leczyć muzyką, mającą za zadanie uspokoić ich.
Kiedy to nie skutkowało - po prosto okładano ich kijami, lub przewracano
i skakano po ciałach co zazwyczaj już skutecznie uciszało delikwenta raz na zawsze.
Bardziej opornych spławiano w lodowatej wodzie.

Pozdrawiam
nN

(Na koniec tej smutnej opowieści wiersz,
jaki napisałem czytając o tym wszystkim w Bibliotece
niezwykle publicznej pani Jadzi)


Patataj! patataj! - przez kartek szelest
drałował błędny badacz słowa,
on tylko jeden, zaś stronic wiele
i każda wchłonąć go gotowa.

Nareszcie dobrnął do momentu,
gdzie dalej tkwiła straszna przepaść
pomiędzy nim "to nie ma sensu??",
a nim, co dalej chciał jednak jechać.

Chcecie to wierzcie, nie chcecie - nie
w to, jak na oczach bilbliotekarki
- czytelnik płacząc - rozerwał się
nad sonetami. Bodaj... Petrarki?
marco
2004-07-23 09:58:50 UTC
Permalink
Post by ellu bi-s
XC
Jej złote włosy wiatr czule zawijał
w tysiące loków, a cudowne lśnienie
biło z jej oczu, w których dziś płomienie
stygną, bo przecież i płomień przemija.
Jej twarz barwiły odcienie litości
cóż więc dziwnego, że w piersi tak tkliwej
serce spłonęło od nagłej miłości?
W tym, jak chodziła, i w gestach i w ruchach,
w brzmieniu jej głosu i w tym co mówiła,
nie człowiek, ale się anioł odzywał.
Światło widziałem w niej, słońce i ducha,
więc co mi z tego, że blask dziś straciła?
Łuk jest złamany, lecz rana wciąż żywa.
*
Francesco Petrarca, tł. Jarosław Mikołajewski na 700. urodziny poety (ur. 20
lipca 1304 roku w Arezzo; dnia 6 kwietnia 1327 roku Petrarca poznaje w
Awinionie Laurę, w dniu tym miało miejsce trzygodzinne zaćmienie słońca).
*
:) e.
ellu, a z którego roku jest ten sonet? Może pod gwiazdką zamiast
:) powinno być :(



W 1346 roku statki powracające z podróży do Chin i Indii
oprócz ładunku wonnych korzeni, pachnideł i jedwabi, przywioziły
coraz częściej wiadomości o strasznej zarazie piętrzącej stosy trupów
na ulicach tamtejszych miast. Już w następnym roku do Europy zaczęły
przybijać statki widma, bywało, że na pokładzie nie było ani jednej żywej osoby.
Dymienica morowa rozniosła się wpierw po Sycylii, a stamtąd szybko przeniosła
do płd. Afryki i płd. Włoch. Wkrótce całą Europę ogarnęła zaraza, nazwana "czarną śmiercią".
Dziś, kilkaset lat za późno, wiemy już, że roznosiły ją szczurze pchły.
Objawami były: gorączka połączona z silnymi torsjami, ciemne plamy
na skórze przechodzące w czarne gule wielkości jaja kurzego w pachwinach i pod pachami.
Krew ulegała zatruciu, następowały owrzodzenia, tak zwane dymienice skąd i nazwa choroby.
Po prostu ludzie zamieniali się w ciągu niecałych pięciu dni w dymiące pod pachami i w kroczach
przejrzałe purchawki i umierali w straszliwych męczarniach.

Do roku 1348 w Anglii, Francji, Niemczech, Austrii, Włoszech zmarło
miliony zarażonych, co przy ówczesnej populacji było czymś dla nas niepojętym.
Zaledwie w pół roku padła połowa ludności Florencji, w samym Wiedniu umierało
1200 osób dziennie. Brakowało miejsca na cmentarzach, trupy wrzucano
bezpośrednio do rzek.
Najlepsze lekarstwo tamtych czasów zawiodło - próżno dzwony biły dzień i noc.
Rozeszła się plotka, że zarazę roznoszą psy, więc prawie wszystkie
wybito ale oczywiście bezskutecznie Wtedy winą obarczono, jak to
zwykle bywa - Żydów i dochodziło do masowych masakr społeczności żydowskiej.

Zaraza skończyła się w roku 1351 zabijając łącznie 25 milionów
ludzi w Europie, jedną trzecią ludności ówczesnego stanu.
Pozostało mnóstwo dóbr, posiadłości, spadły ceny bo więcej nagle bylo
towaru niż ludzi. Podobno wielu z tych, któzy cudownie przeżyli
zapiło się z radości na śmierć bo winnice wypełnione były aż po brzegi.
Czarna śmierć była jak dotąd największą naturalną klęską, jak nawiedziła
ten "bardziej" cywilizowany świat.

Zaraza zabrała też wielką miłość Petrarki - Laurę.
Konała w czarnych obolałych plamach, ale dzięki sonetom żyje do dzisiaj.
Pięć dni za cenę wieczności, choć On pewnie by wolał oddać całą tą
wieczność za jeszcze pięć dni z Nią. I tu właśnie ciekawi mnie, kiedy
powstał ten sonet, który przytoczyłaś, ellu:


XC

Jej złote włosy wiatr czule zawijał
w tysiące loków, a cudowne lśnienie
biło z jej oczu, w których dziś płomienie
stygną, bo przecież i płomień przemija.

Jej twarz barwiły odcienie litości
może pozorne, a może prawdziwe:
cóż więc dziwnego, że w piersi tak tkliwej
serce spłonęło od nagłej miłości?

W tym, jak chodziła, i w gestach i w ruchach,
w brzmieniu jej głosu i w tym co mówiła,
nie człowiek, ale się anioł odzywał.

Światło widziałem w niej, słońce i ducha,
więc co mi z tego, że blask dziś straciła?
Łuk jest złamany, lecz rana wciąż żywa.


Wydaje mi się, że "Łuk jest złamany" nie ma kontekstu erotycznego,
jeśli sonet został napisany już po śmierci Laury. Petrarka umarł dopiero
w 1374 roku, przeżywając jeszcze jedną straszną eopidemię, zwaną tańcem św. Wita.
Chory zaczynał ni stąd ni zowąd tańczyć wykonując śmieszne ruchy i podskoki,
wydzielał przy tym obficie pianę i wrzeszczał od czasu do czasu.
Trwało to całymi godzinami a nawet dniami - w zależności od
sił witalnych tańczącego. Śmiertelny taniec, u zdrowych wywołujący przerażenie,
gdzie sceneria przypominała niesamowite disco polo ponieważ zaatakowanych
próbowano leczyć muzyką, mającą za zadanie uspokoić ich.
Kiedy to nie skutkowało - po prosto okładano ich kijami, lub przewracano
i skakano po ciałach co zazwyczaj już skutecznie uciszało delikwenta raz na zawsze.
Bardziej opornych spławiano w lodowatej wodzie.

Pozdrawiam
nN

(Na koniec tej smutnej opowieści wiersz,
jaki napisałem czytając o tym wszystkim w Bibliotece
niezwykle publicznej pani Jadzi)


Patataj! patataj! - przez kartek szelest
drałował błędny badacz słowa,
on tylko jeden, zaś stronic wiele
i każda wchłonąć go gotowa.

Nareszcie dobrnął do momentu,
gdzie dalej tkwiła straszna przepaść
pomiędzy nim "to nie ma sensu??",
a nim, co dalej chciał jednak jechać.

Chcecie to wierzcie, nie chcecie - nie
w to, jak na oczach bilbliotekarki
- czytelnik płacząc - rozerwał się
nad sonetami. Bodaj... Petrarki?
w***@autograf.pl
2004-07-23 11:35:56 UTC
Permalink
       Patataj! patataj! - przez kartek szelest
       drałował błędny badacz słowa,
       on tylko jeden, zaś stronic wiele
       i każda wchłonąć go gotowa.
       Nareszcie dobrnął do momentu,
       gdzie dalej tkwiła straszna przepaść
       pomiędzy nim "to nie ma sensu??",
       a nim, co dalej chciał jednak jechać.
       Chcecie to wierzcie, nie chcecie - nie
       w to, jak na oczach bilbliotekarki
       - czytelnik płacząc - rozerwał się
       nad sonetami. Bodaj... Petrarki?
I freskiem na ścianach resztki morału
Łzy wyciskają ze szmatki
Którą sprzątaczka zmywa pomału
Te strasznie śmieszne wypadki

Przyjrzeć się można i takiej puencie
Gdy wiersz poświęcasz swej Laurze
Miły poeto miarkuj napięcie
Humanizm przecież tak karze

Dakamerońskiej tej opowieści
W decorum marco eh polo
Stawiam kropeczkę lub trzy kropeczki
Kłusuje cięgiem niech w koło

Patataj patataj przez kartek szelest
...

;)
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
w***@autograf.pl
2004-07-23 12:37:51 UTC
Permalink
Post by w***@autograf.pl
Humanizm przecież tak karze
pokarał Francesco zza grobu

miało być "każe"

wybaczcie
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
marco
2004-07-23 12:44:40 UTC
Permalink
Post by w***@autograf.pl
Post by w***@autograf.pl
Humanizm przecież tak karze
pokarał Francesco zza grobu
miało być "każe"
wybaczcie
Humanizm to właśnie Cię karze
- boś nad poziomy chciał wzlecieć, Ikaże!


marco ;)
w***@autograf.pl
2004-07-23 12:48:05 UTC
Permalink
Post by w***@autograf.pl
Post by w***@autograf.pl
Humanizm przecież tak karze
pokarał Francesco zza grobu
miało być "każe"
wybaczcie
       Humanizm to właśnie Cię karze
       - boś nad poziomy chciał wzlecieć, Ikaże!
marco ;)
;)

AAAAAA... Łup!

jul zdołowany
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
ellu bi-s
2004-07-23 15:02:06 UTC
Permalink
marco
Post by ellu bi-s
ellu bi-s
Post by ellu bi-s
XC
Jej złote włosy wiatr czule zawijał
ellu, a z którego roku jest ten sonet? Może pod gwiazdką zamiast
:) powinno być :(
Niestety, nie wiem, z którego roku, choć mogła jeszcze żyć. Tak czy inaczej
Petrarca rozpaczał do końca swojego życia 19 lipca 1374 r. (na dzień przed
70-tymi ur., ale inne źródła podają dzień 18 lipca). Od śmierci Laury de
Sade, 6 kwietnia 1348 (poznali się 6 kwietnia 1327 roku, jak pisałam) minęło
zatem 26 lat.

[...]
Post by ellu bi-s
Do roku 1348 w Anglii, Francji, Niemczech, Austrii, Włoszech zmarło
miliony zarażonych, co przy ówczesnej populacji było czymś dla nas niepojętym.
Więc Laurę zabrała już ta pierwsza fala.
Post by ellu bi-s
Zaledwie w pół roku padła połowa ludności Florencji, w samym Wiedniu umierało
1200 osób dziennie. Brakowało miejsca na cmentarzach, trupy wrzucano
bezpośrednio do rzek.
Najlepsze lekarstwo tamtych czasów zawiodło - próżno dzwony biły dzień i noc.
Rozeszła się plotka, że zarazę roznoszą psy, więc prawie wszystkie
wybito ale oczywiście bezskutecznie Wtedy winą obarczono, jak to
zwykle bywa - Żydów i dochodziło do masowych masakr społeczności żydowskiej.
Procesy, a raczej "procesy" - oskarżonych o zatruwanie studni Żydów
poddawano wymyślnym torturom, żeby się przyznali - zaczęły się już w 1348
roku. W Bazylei zapędzono ich do drewnianych szop i żywcem spalono, to samo
w Stuttgarcie (2 tys. ofiar), Ulm, Spirze i Dreźnie, w Moguncji było
prawdopodobnie 12 tys. ofiar.
Post by ellu bi-s
Zaraza skończyła się w roku 1351 zabijając łącznie 25 milionów
ludzi w Europie, jedną trzecią ludności ówczesnego stanu.
Pozostało mnóstwo dóbr, posiadłości, spadły ceny bo więcej nagle bylo
towaru niż ludzi. Podobno wielu z tych, któzy cudownie przeżyli
zapiło się z radości na śmierć bo winnice wypełnione były aż po brzegi.
Czarna śmierć była jak dotąd największą naturalną klęską, jak nawiedziła
ten "bardziej" cywilizowany świat.
Lekarze nie mieli pojęcia jak leczyć dżumę, co nie znaczy, że nie czynili
prób, stosowali bowiem różne odtrutki na przykład ze sproszkowanego
szmaragdu, oczywiście stosowali upusty krwi, żeby usunąć "jad". Oczywiście
modlono się, poszczono, biczowano, ale najskuteczniejszym sposobem - nie na
wyleczenie, tylko na zapomnienie lub uśmierzenie bólu - okazał się alkohol,
upijano chorych (lub sami się upijali) do nieprzytomności. Ludzi ogarniały
masowe histerie, nerwice.
Post by ellu bi-s
I tu właśnie ciekawi mnie, kiedy
powstał ten sonet, który przytoczyłaś, ellu
Jak już będę miała w Krakowie całą swoją bibliotekę, co niebawem nastąpi, to
może się doszukam...
Post by ellu bi-s
Petrarka umarł dopiero
w 1374 roku, przeżywając jeszcze jedną straszną eopidemię, zwaną tańcem św. Wita.
Chory zaczynał ni stąd ni zowąd tańczyć wykonując śmieszne ruchy i podskoki,
wydzielał przy tym obficie pianę i wrzeszczał od czasu do czasu.
Epidemia, epidemią, ale wtedy właśnie przez znękaną epidemią Europę
przeciągały hordy biczowników. Gromady tych ludzi (zwanych flagellantami, od
flagellantes, biczownicy właśnie), bezdomnych, często rozbójników po prostu,
grabiły co popadło. A że doprowadzali się często do transu tańcami i
podskokami, zwano ich też tanecznikami. Był to, jak byśmy dziś powiedzieli,
rodzaj psychozy. W XV w. nazwano to też tarantyzmem, bo szał taneczny, w
jaki wpadali przypominał konwulsje osoby ukąszonej przez pewnego pająka,
przynajmniej tak wierzono (tarantola - to pająk po wł.) - pisałam na liście
kiedyś o tym przy okazji wiersza o Wenecji.

To tyle, pa, pa, na razie... i, hm, jaki znaczek postawić? ;) e.
marco
2004-07-23 19:02:58 UTC
Permalink
Post by ellu bi-s
Epidemia, epidemią, ale wtedy właśnie przez znękaną epidemią Europę
przeciągały hordy biczowników. Gromady tych ludzi (zwanych flagellantami, od
flagellantes, biczownicy właśnie), bezdomnych, często rozbójników po prostu,
grabiły co popadło. A że doprowadzali się często do transu tańcami i
podskokami, zwano ich też tanecznikami. Był to, jak byśmy dziś powiedzieli,
rodzaj psychozy. W XV w. nazwano to też tarantyzmem, bo szał taneczny, w
jaki wpadali przypominał konwulsje osoby ukąszonej przez pewnego pająka,
przynajmniej tak wierzono (tarantola - to pająk po wł.) - pisałam na liście
kiedyś o tym przy okazji wiersza o Wenecji.
Myślisz, że taniec św.Wita był tylko czymś w rodzaju brazylijskiego karnawału,
albo parady miłości pozbawionej nadzoru policyjnego? :)
Post by ellu bi-s
To tyle, pa, pa, na razie... i, hm, jaki znaczek postawić? ;) e.
Znak Strzelca ------------------------------->

Pozdrawiam
marco
ellu bi-s
2004-07-30 13:44:34 UTC
Permalink
marco
Post by ellu bi-s
ellu bi-s
Post by ellu bi-s
Epidemia, epidemią, ale wtedy właśnie przez znękaną epidemią Europę
przeciągały hordy biczowników. Gromady tych ludzi (zwanych flagellantami, od
flagellantes, biczownicy właśnie), bezdomnych, często rozbójników po prostu,
grabiły co popadło. A że doprowadzali się często do transu tańcami i
podskokami, zwano ich też tanecznikami. Był to, jak byśmy dziś powiedzieli,
rodzaj psychozy. W XV w. nazwano to też tarantyzmem, bo szał taneczny, w
jaki wpadali przypominał konwulsje osoby ukąszonej przez pewnego pająka,
przynajmniej tak wierzono (tarantola - to pająk po wł.) - pisałam na liście
kiedyś o tym przy okazji wiersza o Wenecji.
Myślisz, że taniec św.Wita był tylko czymś w rodzaju brazylijskiego karnawału,
albo parady miłości pozbawionej nadzoru policyjnego? :)
Myślę, że choroba św. Wita, to prawdziwa choroba układu nerwowego zwana
inaczej pląsawicą - dawniej, dawniej jak kontakt ze świętymi był bardziej
bezpośredni niż dziś (poza świętym Antonim od zgub i świętym Tadeuszem Judą
od spraw beznadziejnych ;)) a medycyna pomieszana z magią, modlono się do
różnych świętych o uzdrowienie takich i innych chorób. Święci byli
przypisywani danym chorobom, później - skrótowo - nazywano te choroby
imieniem tych świętych właśnie. Ale ci tanecznicy po epidemii "czarnej
śmierci" to było coś zupełnie innego, rodzaj zbiorowej psychozy właśnie.
Gdyby, powiedzmy (co nie daj Boże), SARS tak się rozprzestrzeniło jak wtedy
dżuma, że zmiotłoby 2/3 ludzi, a trupy by leżały po ulicach, to też byśmy
pewnie popadli w niezłą psychozę.
Post by ellu bi-s
Post by ellu bi-s
To tyle, pa, pa, na razie... i, hm, jaki znaczek postawić? ;) e.
Znak Strzelca ------------------------------->
A podwójnego Strzelca to tak? <-------------------> ;->

el.
marco
2004-07-30 14:00:21 UTC
Permalink
Post by marco
Post by marco
Myślisz, że taniec św.Wita był tylko czymś w rodzaju brazylijskiego
karnawału,
Post by marco
albo parady miłości pozbawionej nadzoru policyjnego? :)
Myślę, że choroba św. Wita, to prawdziwa choroba układu nerwowego zwana
inaczej pląsawicą - dawniej, dawniej jak kontakt ze świętymi był bardziej
bezpośredni niż dziś (poza świętym Antonim od zgub i świętym Tadeuszem Judą
od spraw beznadziejnych ;)) a medycyna pomieszana z magią, modlono się do
różnych świętych o uzdrowienie takich i innych chorób. Święci byli
przypisywani danym chorobom, później - skrótowo - nazywano te choroby
imieniem tych świętych właśnie. Ale ci tanecznicy po epidemii "czarnej
śmierci" to było coś zupełnie innego, rodzaj zbiorowej psychozy właśnie.
Gdyby, powiedzmy (co nie daj Boże), SARS tak się rozprzestrzeniło jak wtedy
dżuma, że zmiotłoby 2/3 ludzi, a trupy by leżały po ulicach, to też byśmy
pewnie popadli w niezłą psychozę.
Otóż - tak właśnie będzie. Wiedziałem to już kiedy wracałem z przedszkola
i widziałem zburzone domy. Mamo, a co będzie jak te domy się wywrócą?
Będą wywrócone. Ale co będzie dalej? Zazwyczaj dostawałem klapsa,
niekiedy lizaka i tu kończyły się moje pytania. Z wiekiem nauczyłem się
nie widzieć, unikałem pogrzebów, kościołów, organowej muzyki która
wprowadzała mnie w trans bardziej niż ocean Titanica. Dwa razy
w nocy obudziłem się w innej przestrzeni, nie działało światło,
do drzwi nie można było trafić godzinami, a w rogu pokoju wisiała
żywa tkanka czerni i emanowała do mnie nieludzką nienawiścią.
Niedawno wspomniawszy to przeszukałem się pod kontem chipa
i znalazłem go w zegarku na ręce. Od tej pory nie noszę zegarków,
idąc spać tel. komórkowy przywiązuję do kaloryfera, na tyle daleko
by nie rzucił się na mnie w nocy. Na telewizor zakładam grubą roletę
a komputer pozbawiam kości pamięci, żeby do rana zapomniał o moim istnieniu.
Nie, nie jestem wariatem. Wiem, bo mi lekarz powiedział przedwczoraj,
że jestem już całkiem zdrowy, tylko mam już przestać obgryzać siedzenia
w autobusach i tramwajach i co tydzień muszę zgłosić się na badanie kontrolne.
Post by marco
Post by marco
Post by ellu bi-s
To tyle, pa, pa, na razie... i, hm, jaki znaczek postawić? ;) e.
Znak Strzelca ------------------------------->
A podwójnego Strzelca to tak? <-------------------> ;->
el.
Jesteś ellu jak podwójne słońce, nawet czas płynie przy Tobie inaczej.
Jeszcze inaczej niż pomyślał o tym Einstein.

Pozdrawiam ;)
marco
ellu bi-s
2004-07-30 15:07:17 UTC
Permalink
marco
Post by ellu bi-s
ellu bi-s
Post by marco
Post by marco
Myślisz, że taniec św.Wita był tylko czymś w rodzaju brazylijskiego
karnawału,
Post by marco
albo parady miłości pozbawionej nadzoru policyjnego? :)
Myślę, że choroba św. Wita, to prawdziwa choroba układu nerwowego zwana
inaczej pląsawicą
[...]
Post by ellu bi-s
Post by marco
Gdyby, powiedzmy (co nie daj Boże), SARS tak się rozprzestrzeniło jak wtedy
dżuma, że zmiotłoby 2/3 ludzi, a trupy by leżały po ulicach, to też byśmy
pewnie popadli w niezłą psychozę.
Otóż - tak właśnie będzie. Wiedziałem to już kiedy wracałem z przedszkola
i widziałem zburzone domy. Mamo, a co będzie jak te domy się wywrócą?
Będą wywrócone. Ale co będzie dalej?
Będzie jakieś dalej. To bez wątpienia. Nawet jeżeli Ziemia zamieni się w pył
międzygwiezdny, a z nas nawet para nie zostanie (skąd para w przestrzeni,
której temperatura jest bliska zeru absolutnemu? a w ogóle to jest jakaś
temperatura tam gdzie nie ma prawie nic? i od kiedy zaczyna się to nic? czy
za Plutonem? czy już między planetami też?). Ale od pewnego czasu zastanawia
mnie coś innego, może Ty, jako poeta, wiesz coś na ten temat - poeci widzą
głębiej, dalej, więcej - ? Otóż z naszego punktu widzenia wszechświat, a
nawet tylko nasz malutki światek, w którym żyjemy, jest olbrzymi,
OL-BRZY-MI, dlaczego więc tak nam wszystkiego brakuje? Przecież dla takich
małych istotek, jakimi jesteśmy, powinno wszystkiego być za dużo a nie za
mało, nie sądzisz?
Post by ellu bi-s
Jesteś ellu jak podwójne słońce, nawet czas płynie przy Tobie inaczej.
Jeszcze inaczej niż pomyślał o tym Einstein.
Dwa słońca to jeszcze nic, ostatnio uczeni zastanawiają się nad tym, czy
jednak nie ma czegoś szybszego od światła. To by dopiero było, gdyby
znaleźli i zaprzęgli do roboty. Ale byśmy się przejechali ;).

el.
elka-one
2004-07-30 17:03:10 UTC
Permalink
Post by ellu bi-s
Ale od pewnego czasu zastanawia
mnie coś innego, może Ty, jako poeta, wiesz coś na ten temat - poeci widzą
głębiej, dalej, więcej - ? Otóż z naszego punktu widzenia wszechświat, a
nawet tylko nasz malutki światek, w którym żyjemy, jest olbrzymi,
OL-BRZY-MI, dlaczego więc tak nam wszystkiego brakuje? Przecież dla takich
małych istotek, jakimi jesteśmy, powinno wszystkiego być za dużo a nie za
mało, nie sądzisz?
Wprawdzie nie mnie pytają, ale co tam, odpowiem :-)
Myślę, że wszystko przez to, że tyle w tym OL-BRZY-MIM pustki. A reszta, jak
się okazało ostatnio, wypełniona jakąś ciemną materią. No, a powiedz sama,
ellu, czy chciałabyś mieć suknię, kanapę, książkę, z ciemnej materii? No i
nie wystarcza :-(
Post by ellu bi-s
el.
el1 :-)
seth
2004-07-30 17:17:50 UTC
Permalink
"elka-one"
Post by elka-one
Wprawdzie nie mnie pytają, ale co tam, odpowiem :-)
Myślę, że wszystko przez to, że tyle w tym OL-BRZY-MIM pustki. A reszta, jak
się okazało ostatnio, wypełniona jakąś ciemną materią.
Ciemna materia, kręci się w inną stronę ;)
Ciemna materia to nasze odzwierciedlenie po drugiej stronie.
Odzwierciedlenie naszej rzeczywistości.
Post by elka-one
No, a powiedz sama,
ellu, czy chciałabyś mieć suknię, kanapę, książkę, z ciemnej materii?
Ciemna? Czarna!
To przecież tak modny kolor :-)
W czerni można się zagubić, klasycznie utonąć w małej czarnej, albo
dłuższej;)
Lubię ten kolor, ma głębię i jest taki tajemniczy.

pozdrawiam przy okazji
seth, jeszcze urlopowicz :-)
elka-one
2004-07-30 17:25:05 UTC
Permalink
Post by seth
Ciemna? Czarna!
To przecież tak modny kolor :-)
W czerni można się zagubić, klasycznie utonąć w małej czarnej, albo
dłuższej;)
Lubię ten kolor, ma głębię i jest taki tajemniczy.
Ciemna i czarna to nie to samo wcale. Czarny też lubię i to bardzo, ale mieć
tylko ciemne wokół siebie? Może jednak za smutno by się zrobiło bez wiśni,
malin, kamelii, róż, poziomek, żółciutkich kurczaczków?
Post by seth
pozdrawiam przy okazji
seth, jeszcze urlopowicz :-)
Zazdroszczę, baw się dobrze :-)
--
elka-one
seth
2004-07-30 17:43:15 UTC
Permalink
"elka-one"
Post by elka-one
Ciemna i czarna to nie to samo wcale. Czarny też lubię i to bardzo, ale mieć
tylko ciemne wokół siebie? Może jednak za smutno by się zrobiło bez wiśni,
malin, kamelii, róż, poziomek, żółciutkich kurczaczków?
:-)))
Z pewnością.
Ale kurczaczków byłoby mi żal najbardziej ;-)
Tych z rożna ;-) w sosie słodko-kwaśnym!!!
Post by elka-one
Post by seth
pozdrawiam przy okazji
seth, jeszcze urlopowicz :-)
Zazdroszczę, baw się dobrze :-)
Jeszcze tylko tydzień:)
dzięki!

s:-)

sionek
2004-07-23 14:56:29 UTC
Permalink
Post by marco
Zaraza zabrała też wielką miłość Petrarki - Laurę.
Konała w czarnych obolałych plamach, ale dzięki sonetom żyje do dzisiaj.
Pięć dni za cenę wieczności, choć On pewnie by wolał oddać całą tą
wieczność za jeszcze pięć dni z Nią. I tu właśnie ciekawi mnie, kiedy
XC
Jej złote włosy wiatr czule zawijał
w tysiące loków, a cudowne lśnienie
biło z jej oczu, w których dziś płomienie
stygną, bo przecież i płomień przemija.
Jej twarz barwiły odcienie litości
cóż więc dziwnego, że w piersi tak tkliwej
serce spłonęło od nagłej miłości?
W tym, jak chodziła, i w gestach i w ruchach,
w brzmieniu jej głosu i w tym co mówiła,
nie człowiek, ale się anioł odzywał.
Światło widziałem w niej, słońce i ducha,
więc co mi z tego, że blask dziś straciła?
Łuk jest złamany, lecz rana wciąż żywa.
Niesamowity sonet - można opisać objawy choroby: mętniejący wzrok,
plamy na skórze, gorączkę w TAKI sposób. Niesamowite.
Post by marco
Wydaje mi się, że "Łuk jest złamany" nie ma kontekstu erotycznego,
jeśli sonet został napisany już po śmierci Laury.
Po Twoim komentarzu okołosonetowym nikt mnie nie przekona, że
ten sonet nie powstał po smierci Laury. A ostatni wers ma w pewnym
sensie kontekst "erotyczny" - złamany (po śmierci Laury - niepotrzebny)
łuk Kupidyna i zadana jego strzałą rana, której posiadacz nie zamierza
leczyć, stanowią wraz z dwoma poprzednim wersami jednorodną
refleksyjnie strofę.

Pozdrawiam,

Grzegorz
marco
2004-07-23 18:56:05 UTC
Permalink
Post by sionek
Niesamowity sonet - można opisać objawy choroby: mętniejący wzrok,
plamy na skórze, gorączkę w TAKI sposób. Niesamowite.
Post by marco
Wydaje mi się, że "Łuk jest złamany" nie ma kontekstu erotycznego,
jeśli sonet został napisany już po śmierci Laury.
Po Twoim komentarzu okołosonetowym nikt mnie nie przekona, że
ten sonet nie powstał po smierci Laury. A ostatni wers ma w pewnym
sensie kontekst "erotyczny" - złamany (po śmierci Laury - niepotrzebny)
łuk Kupidyna i zadana jego strzałą rana, której posiadacz nie zamierza
leczyć, stanowią wraz z dwoma poprzednim wersami jednorodną
refleksyjnie strofę.
Jeśli Petrarka napisał ten sonet jeszcze za życia Laury to z pewnością przeczuł jej śmierć.
W końcu poeta różni się od jasnowidza tylko tym, że jasnowidz powie nam o
przyszłości wpatrując się w pusty kałamarz, poeta natomiast musi napełnić go
jeszcze atramentem.

Pozdrawiam ;)
sionek
2004-07-23 19:25:01 UTC
Permalink
Post by marco
Post by sionek
Niesamowity sonet - można opisać objawy choroby: mętniejący wzrok,
plamy na skórze, gorączkę w TAKI sposób. Niesamowite.
Jeśli Petrarka napisał ten sonet jeszcze za życia Laury to z pewnością
przeczuł jej śmierć.
W końcu poeta różni się od jasnowidza tylko tym, że jasnowidz powie nam o
przyszłości wpatrując się w pusty kałamarz, poeta natomiast musi napełnić go
jeszcze atramentem.
Prawdę mowiąc też wątpię, aby opisane objawy choroby były objawami
zaobserwowanymi akurat u Laury, ale wydaje mi się, że sonet ten bardziej
podobny jest do trenów Kochanowskigo, tj. to rzeczywistego bólu po utracie
najbliższej istoty, niż do haiku Busona o nadepniętym grzebieniu. W sonecie
i trenach wystepuje osobiste "ja", w haiku po japońsku nie ma "ja" - równie
dobrze w swoim haiku Buson może opisywać odczucia jakiegokolwiek wdowca.

Pozdrawiam,

Grzegorz
Loading...